Karuzela II

Poezja Principal Administrator
w Komisji Europejskiej
„… I cóż mój szept struny // jakaż dysharmonia // ilu słyszy” Autorka tomu Karuzela w wierszu „Hałas” tymi słowy prowadzi w głąb swej osobowości. Kiedy poznawałem książkę, starałem się wyobrazić phisis poetki. Jakże nie przystawała imaginacja do pięknej, subtelnej kobiety, którą ujrzałem owego wieczoru w „Dworku Białoprądnickim”. Choć przecież strofy nie emanują i epatują oschłością czy turpistycznymi zabiegami. Wprost przeciwnie. To precyzja ascetycznego, acz finezyjnie przemyślanego słowa.
Grażyna Wojcieszko swe życie rozpoczęła w Bydgoszczy, skąd wyruszyła w Europę. Znalazła się we Francji, gdzie zdobyła dwa dyplomy „w dziedzinach zbliżonych do informatyki”. „Na kolejne studia zarabiała sprzątaniem, potem pracowała naukowo i wykładała we Francji i w USA. Od 15 lat pracuje w Komisji Europejskiej w Brukseli, zarządzając projektami … badawczymi”. To z notki biograficznej pomieszczonej w książce.
Fragmenty te w sposób szczególny wyjaśniają, pomagają interpretować pozornie beznamiętne, tworzone piórem chłodnego obserwatora strofy, o których napisano, że polityczne. Oczywiście, to co widziane z okien i perspektywy budynku Komisji Europejskiej stwierdzać społeczno-polityczne zjawiska musi. Ale przecież ów obserwator ma duszę artysty i takież przetwarzanie rzeczywistości. Bowiem „wolne godziny i dni spędza w lesie albo w wodzie, tańczy gdzie tylko może…”
Książka Karuzela jest drugą w dorobku Grażyny Wojcieszko. Debiutowała zaś w 2000 roku zbiorem wierszy W oczekiwaniu. „Od czytelników oczekuje uważnego czytania …” Często pyta „dlaczego widzę w tobie człowieka?” – oto kolejne myśli zaczerpnięte z notki na okładce książki.
To proste pozornie pytanie staje się kluczem do rozumienia artystycznej wiwisekcji współczesności. Uwikłanie jednostki w procesy zamierzone, tworzone przez innego człowieka, oraz te dziejące się w sposób naturalny, często nieunikniony, staje się problemem chyba już ponadczasowym dla „turysty myśli swojej // pielgrzyma bilboardów”. Takimi według Grażyny Wojcieszko jesteśmy. Nie gani nas za to. Raczej współczuje, choć prawda bywa brutalna, bo przecież „zmieniasz prawa grawitacji // na chwilę // ciążenia nie można oszukać // nawet białymi skrzydłami”. Autorka wie, że procesy technokratyzujące i globalizujące są nieuniknione, że tworzy je człowiek. Ale właśnie – jak w tym wszystkim – ów kreator ma w sobie tego człowieka odnaleźć. Przecież błądzimy „w labiryncie technologii // po omacku // od drzwi do drzwi // i w windzie // powietrze obserwuje”.
Motyw zamkniętej przestrzeni często przewija się w strofach Karuzeli. Ów labirynt, winda, korytarze, granice, namiot, wreszcie trumna w różnych kontekstach ma pokazać miejsce, z którego jest jeszcze szansa odejścia, odlotu, znalezienia przestrzeni wyznaczonej wielce znaczącym, choć posiadającym mnóstwo interpretacji i desygnatów, słowem „wolność”. Właściwie niemal każdy wiersz tomu staje się zamierzoną kostką brukową drogi do tegoż celu – w sensie jednostkowym i zbiorowym. Jakże jednak ironicznie traktuje ową wolność totalną tworząc neologizm „demokratura”. Właśnie w wierszu Manifest demokratury do głosu dochodzi także politologiczne, wręcz historiozoficzne pojmowanie cywilizacji przez Autorkę: „anciens régimes // feudalizm, kapitalizm, socjalizm, komunizm // odrzucone // to gospodarcze przeżytki // prowadzą do fałszu // są moralnie nieznośne // // w nowym ustroju jest // „wolność gospodarcza, braterstwo dochodów, równość // ekonomiczna”. I cóż – człowiek XXI wieku dopisze swoją interpretację. Jeżeli w poczuciu moralnym, to ewentualnie … ? Brak konkretnej odpowiedzi nie jest nihilizmem. To po prostu wyznaczenie obszaru, który może dać szansę, ale wypełnić musi go ktoś wolny.
Wydaje się, że w rozumieniu Poetki wolny znaczy również moralnie utożsamiony i w jakiś sposób oczyszczony. Choć nie mamy jednoznacznie wskazanej recepty na owo catharsis. Takowej przecież być nie może. Istnieje jedynie propozycja specyficznego powrotu do natury czy choćby zauważania jej. Tak się dzieje w wierszu Truskawki, gdzie ich „… czerwień przelatuje przez palce // nie odgaduję jak ją zatrzymać”. Tak więc nakazuje zauważać naturę, w każdym jej wymiarze. Także tym, który kreśli strofami pt. Dzieci – „one uśmiechają się z nadzieją // że ktoś je przygarnie // zanim pójdą do fenolu // // wezmę bez względu na kolor”.
To jeden z tych tekstów, które dzięki ascezie słowa i formy przemawiają szczególną emocją. A to już znak nietuzinkowego kunsztu.
Zaiste ważne to dla mnie zdarzenie, że na swojej drodze literata i recenzenta spotkałem panią Grażynę Wojcieszko i miałem przyjemność promować Jej książkę zimą tegoż roku w „Dworku Białoprądnickim”. Tym bardziej, iż w trakcie wieczoru przewodnikiem była artystka niebanalna i mistrzowska w swej recytatorskiej interpretacji – Anna Romantowska.
By dopełnić obraz zjawiska, posłużę się właśnie stwierdzeniem artystki: „Grażyna jest piękna. Niekonwencjonalna w sposobie bycia. Oczu od niej nie można oderwać. … dowiedziałam się, że jest inżynierem i że pracuje jako Principal Administrator w Komisji Europejskiej … To znaczy umysł ścisły.
A przecież to istna królowa bohemy!” Taką też i ja Ją zapamiętałem, wirującą w rytmie latynoskiego tańca, na który jeszcze miała siłę po dwugodzinnym spotkaniu.

MACIEJ NAGLICKI
Krakowski poeta, pedagog,
autor cyklicznych spotkań
poetyckich „Nagliskałki”
w Dworku Białoprądnickim.