Leśna nagość

Stefan Pastuszewski – Leśna nagość

Osoczem, a może wodami płodowymi, bo to poezja bardzo kobieco-cielesna, zbioru wierszy Grażyny Wojcieszko Sen o tramwaju jest przyroda, a przede wszystkim las. Zaczarowany, somnambuliczny tramwaj, tak jak zaczarowana dorożka (tramwaj jest czerwony, a więc bydgoski) „bawi się z przystankami w chowanego” (s.7) i dociera tam, „gdzie zaczyna się las” (s.7), ale las ze znakiem zapytania, bo przecież w poetyckim języku nic nie jest orzekające.
W tym lesie ma miejsce Spotkanie, spotkanie przez duże „S”, bo najważniejsze, miłosne. „Natrafiłam na ciebie w gęstym lesie” (s.39), gdzie „namiętność pali liście a potem rodzi się świerk, sosna, cały las” (s.35).
„twarz mam uśmiechniętą i mogę udawać
każdego motyla nie mam ci za złe braku
zapachu nie będę analizowała koloru prącia
tylko proszę nie pomyl mnie z modliszką” (s.9)
To „w środku lasu jest wielki kolorowy plac zabaw” (s.55), do którego podjeżdża ów somnambuliczny czerwony tramwaj. Podmiot liryczny niczego nie udaje; jest podmiotem żeńskim w całej obfitości tej połowy świata. A więc nie tylko zerka na drugą połowę świata, ale i przyznaje szczerze, że jest od niej uzależniony. Uzależniony dla całości. Ów „ty”, „pan Andrzej”, „król”, „muzyk” to postaci bardzo ważne, konieczne, dające całość.
Ale stanowią też terra incognita, wywołującą pytania: „Kim jesteś?”, „Jaką jesteś rośliną?” (s.19).
„Plotę tobie wianki” (s.17), „rękoma, wygładzam głazy, ich brzegi szlifuję palcami” (s.41).
Po co? A no po to, aby żyć, bo to „ty wilgotnym palcem malujesz deltę na moim brzuchu a język zamieniasz w śluzę przez którą woda cuci mą wysuszoną dolinę.” (s.21).
Podmiot liryczny niczego nie udaje, na wprost mówi o swoim uzależnieniu dla całości. I dzięki tej całości jest silniejszy, mądrzejszy. Potrafi więc napisać apokryf „Quid est veritas” o kompromisie Jezusa z Piłatem, emigrancki „List do R”, współczulny „Smutek D” o człowieku, który chce się pokazać, ale nikt go nie widzi, ale przede wszystkim dwa rewelacyjne panegiryki na cześć babci Matyldy. Jeden- dla jego urody, niekłamanej współczulności i bolesnej egzystencjalnej mądrości trzeba przytoczyć w całości:

Odlatując

babciu dokąd odlatujesz tak często
odlatuję? pyta zdziwiona
i już jej nie ma

babciu dlaczego lata ci głowa
lata? pyta zdziwiona
i coś ją porywa

głowa kręci na tak kręci na nie
coraz szybciej kręci jak turbina
na gwizdek gdzieś pędzi i pędzi

sunie i sunie potem kołuje nad zdjęciami
nagle nad wspomnieniami traci równowagę

jeszcze zahaczy o smugę dzieciństwa
zanim od upadku złamie sobie język
zanim roztrzaska się przy lądowaniu

Techniką – jakże nowatorską – tej poezji jest poddanie się somnambulicznym rojeniom, które „wywracają słowa na nice” (Z. Bidakowski), a te po tej operacji są „zmienione nie do poznania” (K. Maliszewski). Tylko, na Boga, nie jest to „uparte dążenie i drążenie, kunszt” (Z. Bidakowski), ale …leśna nagość.

Grażyna Wojcieszko, Sen o tramwaju, Kraków 2012, Księgarnia Akademicka, ss.60