Nighthawk

‒ Czy pan potwierdza swoje zeznania?

Jakiś głos wyrwał mnie z niebytu. Zorientowałem się, że jestem na komisariacie policji. Czułem się tak, jakbym właśnie się obudził. Zupełnie nie pamiętałem, jak się tam znalazłem. Wpadłem w panikę, ale opanowałem się, bo twarz siedzącego naprzeciwko mnie policjanta była spokojna.

‒ Taak, tak, potwierdzam ‒ mruknąłem.

Popatrzał na mnie.

– Dziękuję, proszę podpisać protokół i może pan już iść ‒ dodał, podając mi zapisaną kartkę.

Zaciekawiony, zacząłem czytać:

Widziałem kłęby dymu, więc pomyślałem, że pali się las. Pociąg stał, to wysiadłem. Wszedłem do lasu kilka metrów. Ścięte drzewa, blacha, no i dym. Dwa kroki ode mnie leżał człowiek ze strzępami kończyn. Chyba już nie żył. Nie wiem. Dalej jakiś korpus wbity w drzewo. Na drzewach żebra, ubrania. Pamiętam kawałek czerwonego materiału. Wpadłem w panikę, chciałem uciec, ale potknąłem się o jakieś ciało. Wtedy dopiero zauważyłem, że za mną przyszli jacyś ludzie. Podnosili coś, może szukali czegoś. Nagle pojawiła się policja. Odgrodzili nas od…

Przerwałem, zrobiło mi się niedobrze, jakby powietrze nagle rozrzedziło się, jakbym szedł wysoko w górach. Każdy ruch, nawet okiem, wymagał ogromnego wysiłku, chciało mi się wymiotować. Z trudem dojrzałem na dole protokółu mój podpis. Antoni Zawiszewski. Nie wiem, jak długo siedziałem, próbując opanować odruch wymiotny, zanim wydukałem:

‒ Nic nie rozumiem.

‒ Czego jeszcze pan nie rozumie? Lepiej za dużo nie wiedzieć ‒ uciął krótko policjant.

‒ Pan musi, rozumie pan, pan musi mi powiedzieć, co się stało! ‒ prawie krzyczałem.

Rozejrzał się nieco speszony.

‒ Niech się pan uspokoi – rzucił cicho.

Musiałem coś zrobić, może się źle poruszyłem, bo nagle zaczął mi się przyglądać.

‒ A tej rany na głowie nie zauważyłem, to z pociągu?

Wydawało mi się, że zapytał podejrzliwie. Znów wpadłem w panikę ‒ jaka rana ‒ szukałem w myślach, bałem się przy nim obmacywać głowę. Bezpieczniej było potwierdzić:

‒ Tak, z pociągu.

‒ Mój kolega też był na miejscu wypadku. On wcześniej pracował na cmentarzu, to i ten widok przeżył, ale, jak mówił, normalny człowiek by się już nie podniósł. ‒ Nagle jakby coś mu się przypomniało: ‒ Proszę chwilę poczekać, zaraz wracam ‒ powiedział i wyszedł, jakoś za szybko.

Kiedy chyłkiem przesuwałem się wzdłuż ściany korytarza w kierunku drzwi, słyszałem jak policjant mówi:

‒ Tak, karetkę na komisariat… Podejrzewam wstrząs mózgu.

Fragment opowiadania Nighthawk 
Mężczyzna w zielonych spodniach (Czerwona Papuga, Warszawa 2014)